piątek, 21 czerwca 2013

Święto Miłości

Noc Kupały, znana też jako Kupalnocka lub Noc Świętojańska, to pogańskie święto miłości i płodności. Obchodzone w najkrótszą noc w roku czyli ok 21-23 czerwca poświęcone jest głównie oczyszczającym żywiołom ognia i wody a także Słońcu i Księżycowi.




Jak donosi tradycja w tą wyjątkową noc w ogniskach spala się zioła, w lasach pary szukają kwiatu paproci, a kąpiel po zmroku ma właściwości uzdrawiające. Z tym ważnym świętem wiąże się także sporo wróżb, z których najbardziej znane to puszczanie na rzekę przez panny wianków z zapalonymi świecami, które to następnie kawalerowie mieli wyławiać, co oznaczało rychłe zamążpójście. Zainteresowanych tym świętem odsyłam do sieci, gdzie znaleźć można wiele opisów tej pięknej moim zdaniem tradycji, a także do naszych dziadków i babć, którzy na pewno sporo jeszcze z tych obrządków pamiętają...




Ja wprawdzie poganką nie jestem, ale w tych dniach zawsze czuję, że coś magicznego wisi w powietrzu. Zwykle te ciepłe noce przesiaduję przy ognisku w towarzystwie świetlików, a w tym roku coś natchnęło mnie, żeby zrobić kilka miłosnych kartek...










wtorek, 18 czerwca 2013

Zakopane po włosku ;)


Lubię nasze polskie góry i przynajmniej raz w roku odwiedzam ich stolicę - Zakopane. W ubiegły weekend wybrałam się tam wraz z rodzicami niejako w celu uczczenia zakończonej z powodzeniem sesji :) Celem nie było samo Zakopane, ale cała podróż, wyprawa, możliwość zobaczenia nowych miejsc oraz zmian zachodzących w miejscach już znanych. Moi rodzice bardzo lubią takie wycieczki, a ja lubię od czasu do czasu wyruszyć gdzieś z nimi.











Trasa z Dobrej do Zakopanego przez Ochotnicę Górną


Tym razem pogoda była wyborna - słonecznie, ale nie za gorąco. Tatry widać było już z daleka... Trasa wycieczki prowadziła, nieco okrężnie, przez Ochotnicę - podobno najdłuższą wieś w Polsce :)


http://www.vtour.pl/pl/panoramy/ochotnica/75/2601/

 Do Zakopanego wjechaliśmy od strony Bukowiny Tatrzańskiej, w której zatrzymaliśmy się, aby zobaczyć Termę Bukowina - być może tam też się kiedyś wybierzemy... ;)




Zakopane niezmiennie kojarzy mi się z Krupówkami - sławnym deptakiem, który można by określić, jako centrum handlowe pod chmurką. 





Jednak tym razem postanowiliśmy zwiedzić także inne jego uliczki. I tym sposobem, spacerując pomiędzy charakterystycznymi góralskimi chatkami z drewna (och! mam do nich straszną słabość), trafiliśmy na zupełnie dotąd nieznany kawałek Zakopanego. Tuż przy Krupówkach powstaje całkiem spory plac, idealny na masowe imprezy kulturalne, a przy nim, na tle Giewontu "wyrósł" budynek w zupełnie niegóralskim stylu:




Przy placu tym, mieści się także restauracja na pierwszy rzut oka diametralnie różniąca się od większości tamtejszych jadłodajni - mianowicie Trattoria Adamo. 




W tej urządzonej w włoskim stylu restauracyjce postanowiliśmy zjeść jakże tradycyjne (oczywiście nie w Zakopanem) danie - pizzę Romeo i Julia ;)





Trasa z Zakopanego do Dobrej przez Chochołów i Ludźmierz


Droga powrotna prowadziła przez Chochołów - słynną wieś, w której zachowało się bardzo dużo oryginalnych góralskich chałup. Do tej miejscowości (od czasu spędzenia tam 3 tygodni na obozie przysposobienia obronnego) też mam olbrzymi sentyment. 


http://www.przewodnik.e-wyjazd.pl/miejsce/zabudowa-wsi-chocholow,P4HQ.html


Zatrzymaliśmy się w Ludźmierzu - małej wsi pod Nowym Targiem, w której znajduje się sanktuarium maryjne - cel wielu pielgrzymek. Niestety tamtejszy kościół był już zamknięty, więc zwiedziliśmy tylko otaczający go Ogród Różańcowy i nabraliśmy do butelki trochę wody ze studni, z którą związana jest legenda dotycząca pewnego cudu, który tam się wydarzył. 







Słońce chyliło się już ku zachodowi, postanowiliśmy więc ruszać z powrotem do domku. Jeszcze tylko ostatni rzut oka na Tatry...




Do zobaczenia znowu 
Kochane Górki!!!

środa, 5 czerwca 2013

Morela

Morela to zdecydowanie moja ulubiona restauracja w Krakowie. Ulubiona, ponieważ można w niej zamówić kaszę gryczaną. I to na wiele sposobów! Wraz z M. wybraliśmy się tam po poniedziałkowym egzaminie ze Sportu Osób Niepełnosprawnych na zasłużony obiadek i kawę. 



Maciek zamówił pyszne placki ziemniaczane po zbójnicku a ja, tradycyjnie, kaszę gryczaną - tym razem z sosem kurkowym. Mmm...





Morela mieści się przy ulicy Stolarskiej 13, jest bardzo ładnie urządzona, ma ogródek, bogate menu, obfite porcje, przystępne ceny i często różne promocje dla klientów i znajomych na facebooku. Jednym słowem w Moreli jest wszystko, co się dla mnie liczy w wyborze miejsca na obiad.
Polecam gorąco!!


wtorek, 4 czerwca 2013

Wyjazd w rodzinne strony


W miniony weekend postanowiłyśmy z mamą odwiedzić rodzinę na Śląsku. Lubliniec, to piękne
miasteczko, w którym wychowała się moja mama. Przyjeżdżam tam kilka razy do roku odwiedzić ciocię i wujka. I właśnie teraz, po zakończeniu semestru a przed rozpoczęciem sesji nadszedł na to odpowiedni czas.






Jeśli nie jedziemy samochodem, to podróż zwykle bywa długa i z kilkoma przesiadkami, co też ma swój urok. Miałam okazję zobaczyć nowy, odremontowany dworzec w Katowicach. Prezentuje się bardzo dobrze - jest jasno, czysto, przejrzyście i nowocześnie, a szczególną uwagę przykuwają ciekawe, modernistyczne krzesła.





Z Katowic do Lublińca jechałyśmy pociągiem. Nie często mam okazję podróżować pociągiem, a trzeba przyznać, że jest to wygodny środek transportu, jeśli tylko nie ma tłumów. Cisza w przedziale i stabilność pojazdu pozwalają na czytanie w trakcie jazdy, dzięki czemu mogłam się pouczyć do poniedziałkowego egzaminu a droga minęła mi niesłychanie szybko.

 


Po objedzie zaserwowanym przez Ciocię poszliśmy razem z trójką jej psów na ogród, aby odpocząć nad oczkiem wodnym wśród kwitnących krzewów i drzew. Cudownie jest móc się zrelaksować z dala od codziennie widzianego otoczenia i prozaicznych obowiązków.

 







A oto mój ulubiony pies - Rex. Jest dostojnym i opanowanym owczarkiem niemieckim, o pięknej postawie i łagodnych oczach. I jest niesamowicie fotogeniczny - nieprawdaż? 

 








 




Lubliniec jest bardzo zielonym miastem - otoczony wielkimi sosnowymi lasami, ma ogromny park i sporo zielonych akcentów w centrum. Nie mam tam żadnych znajomych, jednak mimo to, a może właśnie dzięki temu, lubię co jakiś czas przyjechać tam na kilka dni. Zaszyć się tam i nie przejmować nikim i niczym. Nikt mnie nie zna, niczego nie muszę załatwiać - mogę po prostu być i jeździć na rowerze (bo odkąd pamiętam po Lublińcu ludzie poruszają się głównie, na rowerze :)



W sobotę wybrałyśmy się z mamą na zakupy do rynku - sprawdzić co się tam pozmieniało. Cały dzień był pochmurny i deszczowy, jednak na Lublinieckim rynku zawsze jest kolorowo :)






No i zmieniło się co nieco. Lubliniec jeszcze bardziej wypiękniał, powstało parę nowych sklepów, m.in. sklep z ekologiczna żywnością (w którym kupiłyśmy z mamą naturalne przyprawy i słoiczek kremu Karobena - kremu zrobionego ze sproszkowanego Chleba Świętojańskiego), na miejskich plantach pojawił się nowy sprzęt do ćwiczeń dostępny dla wszystkich chętnych, a na rynku - obraz Mona Lisy Leonarda da Vinci ;)









W niedziele nadszedł czas na powrót. Tym razem jechałyśmy przez Tarnowskie Góry. Tam również ładnie odremontowano dworzec. 



Podróże, nawet te nieduże, kształcą.
Do zobaczenia znowu Rodzinne Strony!