wtorek, 4 czerwca 2013

Wyjazd w rodzinne strony


W miniony weekend postanowiłyśmy z mamą odwiedzić rodzinę na Śląsku. Lubliniec, to piękne
miasteczko, w którym wychowała się moja mama. Przyjeżdżam tam kilka razy do roku odwiedzić ciocię i wujka. I właśnie teraz, po zakończeniu semestru a przed rozpoczęciem sesji nadszedł na to odpowiedni czas.






Jeśli nie jedziemy samochodem, to podróż zwykle bywa długa i z kilkoma przesiadkami, co też ma swój urok. Miałam okazję zobaczyć nowy, odremontowany dworzec w Katowicach. Prezentuje się bardzo dobrze - jest jasno, czysto, przejrzyście i nowocześnie, a szczególną uwagę przykuwają ciekawe, modernistyczne krzesła.





Z Katowic do Lublińca jechałyśmy pociągiem. Nie często mam okazję podróżować pociągiem, a trzeba przyznać, że jest to wygodny środek transportu, jeśli tylko nie ma tłumów. Cisza w przedziale i stabilność pojazdu pozwalają na czytanie w trakcie jazdy, dzięki czemu mogłam się pouczyć do poniedziałkowego egzaminu a droga minęła mi niesłychanie szybko.

 


Po objedzie zaserwowanym przez Ciocię poszliśmy razem z trójką jej psów na ogród, aby odpocząć nad oczkiem wodnym wśród kwitnących krzewów i drzew. Cudownie jest móc się zrelaksować z dala od codziennie widzianego otoczenia i prozaicznych obowiązków.

 







A oto mój ulubiony pies - Rex. Jest dostojnym i opanowanym owczarkiem niemieckim, o pięknej postawie i łagodnych oczach. I jest niesamowicie fotogeniczny - nieprawdaż? 

 








 




Lubliniec jest bardzo zielonym miastem - otoczony wielkimi sosnowymi lasami, ma ogromny park i sporo zielonych akcentów w centrum. Nie mam tam żadnych znajomych, jednak mimo to, a może właśnie dzięki temu, lubię co jakiś czas przyjechać tam na kilka dni. Zaszyć się tam i nie przejmować nikim i niczym. Nikt mnie nie zna, niczego nie muszę załatwiać - mogę po prostu być i jeździć na rowerze (bo odkąd pamiętam po Lublińcu ludzie poruszają się głównie, na rowerze :)



W sobotę wybrałyśmy się z mamą na zakupy do rynku - sprawdzić co się tam pozmieniało. Cały dzień był pochmurny i deszczowy, jednak na Lublinieckim rynku zawsze jest kolorowo :)






No i zmieniło się co nieco. Lubliniec jeszcze bardziej wypiękniał, powstało parę nowych sklepów, m.in. sklep z ekologiczna żywnością (w którym kupiłyśmy z mamą naturalne przyprawy i słoiczek kremu Karobena - kremu zrobionego ze sproszkowanego Chleba Świętojańskiego), na miejskich plantach pojawił się nowy sprzęt do ćwiczeń dostępny dla wszystkich chętnych, a na rynku - obraz Mona Lisy Leonarda da Vinci ;)









W niedziele nadszedł czas na powrót. Tym razem jechałyśmy przez Tarnowskie Góry. Tam również ładnie odremontowano dworzec. 



Podróże, nawet te nieduże, kształcą.
Do zobaczenia znowu Rodzinne Strony!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz