poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Koncert Robbiego Williamsa w Krakowie

Tak, Robbie Williams był w Polsce i to w samym Krakowie, a dokładniej w Krakowskiej ARENIE. I choć o wydarzeniu tym wiedziałam odkąd tylko pojawiły się pierwsze plakaty, to nie zdążyłam kupić biletu. Nie! Takiej okazji się przecież nie marnuje!












Najpierw myślałam, że mam jeszcze czas, potem okazało się, że jest już za późno. Łza mi się w oku zakręciła, kiedy pomyślałam, że prawdziwy Robbie Williams, którego tak uwielbiam od... dziecka (ojej, ileż to już lat!) będzie kilka kilometrów ode mnie, a ja go nie zobaczę na żywo. Nie! Pomyślałam. Takiej okazji się nie marnuje! Ludzie przyjadą tu z całej Polski, z zagranicy, a ja będę siedzieć w tym czasie w domu i żałować? Nie! Postanowiłam więc ogłosić na stronie tego wydarzenia na  Facebooku na tydzień, że odkupię bilet. Tydzień przed koncertem. No i nie trzeba było długo czekać. Udało się! Na kilka dni przed koncertem miałam już w rękach najprawdziwszy bilet na najprawdziwszy koncert najprawdziwszego Robbiego Williamsa! Ale najlepsze było dopiero przede mną :)




Zatem w piątek myślałam już tylko o jednym: zaraz będę na koncercie Robbiego Williamsa! Kiedy tylko dojechałam do krakowskiej ARENY i zobaczyłam wielki świecący napis WITAJ ROBBIE kolana się pode mną ugięły a serce zabiło szybciej. Pamiątkowe zdjęcie pod halą. Wchodzę do środka. Jestem wcześnie, więc zajmuję miejsce na samym środku stadionu. Czekam. O 20:00 rozpoczął się występ supportującego zespołu BASKERY - trzy utalentowane kobiety o pięknych głosach i z masą instrumentów. Rozgrzaliśmy się troszkę, ale wyczuwalne było, że wszyscy chcą Pozwolić (tylko) Robbiemu, żeby Nas Zabawił (Trasa koncetowa nosi tytuł piosenki: Let Me EntertainYou). Światła zgasły. Głęboki wdech.............................................................
To co się później działo, jest nie do opisania. Przerosło to moje najśmielsze oczekiwania. Koncert był perfekcyjnie idealny. Robbie ma niesamowity talent sceniczny, charyzmę i szczerość moim zdaniem. A do tego niezłą kondycję, niepowtarzalny wdzięk i urok osobisty i całe zaplecze od chórków, przez wszystkich muzyków, po całą oprawę dźwiękowo-wizualną. Były największe hity, był swing, był tata Robbiego na scenie, były piosenki Queenu. Popłakałam się kilka razy. A na końcu była niespodzianka dla Robbiego: podczas piosenki Angels publiczość zamieniła się w jedną wielką Biało-czerwoną flagę. Robbie był wyraźnie pod wrażeniem. A ja widząc jego reakcję popłakałam się znowu. Cudowne wydarzenie! Cieszę się, że mogłam tam być <3











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz